Witajcie :)
Dawno nie dodawałam postów, postaram się to zmienić w najbliższym czasie.
Będąc tutaj czas często leci bardzo szybko. Po pracy - 9 h z dziećmi czasem po prostu nie chce się nic pisać, a weekendami fajnie jest porobić coś poza domem. Ale teraz nie o tym :)
Na zbliżające święta chciałabym wszystkim życzyć wszystkiego najlepszego. Au pair przebywającym za granicą życzę dużo sił w przetrwaniu tego trudnego okresu. Tym, którzy planują swój wyjazd znalezienia tej perfect family dla Was. Także Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku :)
czwartek, 24 grudnia 2015
sobota, 14 listopada 2015
NYC tour
Jak zapewne wie każdy zainteresowany tematem au pair, na szkoleniu zawsze organizowana jest wycieczka do Nowego Jorku. Koszt takiej wycieczki to 50$, i dodatkowo płatne 25$ wejście na Top of the Rock w Rockeffeler Center. Ja miałam to szczęście, że za moją wycieczkę zapłaciła host family, musiałam sobie tylko dokupić wejście na Top of the Rock, ok nie musiałam, chciałam.
Wycieczka jest autokarowa i jej trasa trwa ok 2h, później mieliśmy jakieś 2,5 h na samodzielne zwiedzania, tylko, że w tym czasie było wejście na Top of the Rock. Mieliśmy bilety wykupione na wejście 6.25 - 6.40, a na 9 trzeba było dotrzeć na Empire State Building.
Wycieczka rozpoczęła się niedaleko 1 World Trade Center i miejscu widokowym na Statuę Wolności. Mieliśmy chwilę na wyjście z autokaru, zrobienie sobie kilku pamiątkowych zdjęć. Później jeździliśmy ulicami Nowego Jorku i przewodnik opowiadał o mijanych miejscach. Było też wiele ciekawostek typu: tu była kręcona Plotkara, tu mieszkał John Lennon itp.
Wycieczka jest autokarowa i jej trasa trwa ok 2h, później mieliśmy jakieś 2,5 h na samodzielne zwiedzania, tylko, że w tym czasie było wejście na Top of the Rock. Mieliśmy bilety wykupione na wejście 6.25 - 6.40, a na 9 trzeba było dotrzeć na Empire State Building.
Wycieczka rozpoczęła się niedaleko 1 World Trade Center i miejscu widokowym na Statuę Wolności. Mieliśmy chwilę na wyjście z autokaru, zrobienie sobie kilku pamiątkowych zdjęć. Później jeździliśmy ulicami Nowego Jorku i przewodnik opowiadał o mijanych miejscach. Było też wiele ciekawostek typu: tu była kręcona Plotkara, tu mieszkał John Lennon itp.
Zatrzymaliśmy się jeszcze w małej cukierni, w której sprzedawali tylko nowojorskie cheesecake. Oczywiście pojedyncze porcje i mieli na prawdę ogromną liczbę smaków. Chyba porcja kosztowała niecałe 3$, ale nie jestem pewna. A ciasta były na prawdę dobre. Cała wycieczka zakupiła po jednym i ruszyliśmy dalej. Kolejnym przystankiem był Central Park. Zawitaliśmy tam co prawda tylko na chwilę, ale zawsze to coś. Drugi autobus w ogóle się tam nie zatrzymywał.
Po tych atrakcja dotarliśmy do Rockeffeler Center. Przy wejściu trzeba było przejść szczegółową kontrolę. Po drodze byłą pani fotograf, która robiła zdjęcia na tle panoramy Nowego Jorku, które oczywiście można było później kupić, ale spasowaliśmy. Potem trzeba było wjechać windą na górę, następnie schodami ruchomymi i na sam koniec normalnymi. I już można było oglądać Nowy Jork nocą.
Schodząc na dół ja oczywiście musiałam zgubić dziewczyny. Wyszła na ulicę i przerażona zaczęłam się zastanawiać jak ja teraz gdziekolwiek trafię. Na szczęście dziewczyny ze szkoły dały nam malutkie mapki, stwierdziłam, ze jakoś znajdę drogę. No i jakoś mi się udało i doszłam na Times Square. Czwartek, godzina 7 wieczora, a tam multum ludzi, jakaś masakra. Dlatego też za długo się tam nie zatrzymywałam. Weszłam na chwilę do sklepu z pamiątkami, ale nic nie kupiłam stwierdzając, że jeszcze tam przyjadę.
Wychodzą spotkałam chłopaka z Polski, który też był sam i razem poszliśmy coś zjeść i wróciliśmy na miejsce zbiórki.
Może wycieczka nie jest powalająca, ale myślę, że warto pojechać i coś tam zobaczyć, w szczególności jeśli ktoś nie będzie mieszkał blisko NYC.
Etykiety:
Au pair,
NYC,
training school,
wycieczka
Lokalizacja:
Sterling, VA, Stany Zjednoczone
piątek, 13 listopada 2015
Training school
Pora się zmobilizować i w końcu coś napisać. Wszyscy zastanawiają się będąc w Polsce, dlaczego te dziewczyny co wyjechały nic nie piszą. W moim przypadku po 9 h pracy już na prawdę czasem nic mi się nie chcę. Albo muszę się uczyć na prawko, albo zagadam się z host mamą itd. I nagle się okazuje, że jedyna rzecz którą chce się zrobić to iść spać.
Ale wracając do tematu.
Szkolenie zaczyna się pełną parą we wtorek rano o godzinie 8.00. Śniadanie jest serwowane od 7.00 - 7.55 i należy się w tym czasie wyrobić. Jak widzicie trzeba wcześnie wstawać. Tak wyglądał nasz grafik.
Ale wracając do tematu.
Szkolenie zaczyna się pełną parą we wtorek rano o godzinie 8.00. Śniadanie jest serwowane od 7.00 - 7.55 i należy się w tym czasie wyrobić. Jak widzicie trzeba wcześnie wstawać. Tak wyglądał nasz grafik.
Ok, wiem, że nic z tego nie odczytacie. Zajęcia były zazwyczaj w 2 blokach: 8.00 - 12.00, godzinna przerwa na lunch, 13.00 - 18.00 lub 18.30, po czym następował dinner. Oczywiście podczas tych długich bloków była jeszcze krótka półgodzinna przerwa. We wtorek po kolacji było już wolne, a w środę o 19.00 zaczynał się jeszcze godzinny blok z panem, który mówił o przepisach ruchu drogowego w Stanach. Tego dnia też ostatnia godzina przed dinner była z policjantem, który mówił o naszym bezpieczeństwie w Stanach, jak się zachować przy zatrzymaniu przez policję itd.
Nawet przygotował scenki, do których dobierał ludzi z sali, a jedna zakończyła się nawet aresztowaniem.
Wtorek i środa to typowe dni szkolenia z prowadzącymi ze szkoły, które dotyczą opieki nad dziećmi. Wszystkie au pair przebywające w tym czasie w szkole są podzielone na około 20 osobowe grupy.
W mojej grupie prowadzącym był Rick, jedyny facet spośród prowadzących, który był nauczycielem historii. Często żartował i gadał o swoich dzieciach i ich dorastaniu.
Podczas zajęć korzystaliśmy z ćwiczeniówek, było też puszczanych parę filmów. Czasami dostawaliśmy dodatkowe kserówki. Zdarzyły się nawet jakieś zajęcia w grupach. Wg mnie to szkolenie mogłoby być na prawdę ciekawe gdyby nie było takie przegadane. Jestem jednak przyzwyczajona do tego, ze na szkoleniach występuję przemienność form, dużo pracy w grupach i to różnych a nie cały czas takich samych. No ale to tylko moje przemyślenia.
Oglądaliśmy półgodzinny film o tym, że nie można trząść niemowlakiem i jakie mogą być w związku z tym konsekwencje.
W czwartek zajęcia są krótsze, z racji na wycieczkę do NYC i w całości są poświęcone pierwszej pomocy. Prowadzone są przez instruktorów z Amerykańskiego Czerwonego Krzyża. Dostajemy także certyfikat, że ukończyliśmy taki kurs, który jest ważny przez 2 lata. Szczerze to nie wiem o co chodzi z tą ważnością kursu. Myślę, że te zajęcia były najbardziej potrzebne ze wszystkich. Fajne było to, że każdy miał własnego fantoma, był jeden AED na parę. To bardzo uproszczało zajęcia.
Chciałam Wam jeszcze napisać o warunkach panujących w szkole. Od razu trzeba zaznaczyć, że nie jest to hotel, jak w niektórych agencjach, tylko zwykły campus uniwersytetu. Do innych budynków normalnie chodzą studenci na zajęcia. Mój pokój był teoretycznie 8 osobowy, tzn były 4 piętrowe łóżka, ale byłyśmy w pokoju tylko w trójkę. Wszystkie au pair zajmowały dwa piętra, na parterze były tylko sale szkoleniowe, biuro i sklepik.
Na każdym piętrze jest taki pokój wspólny z komputerami, gdzie można sobie posiedzieć, pogadać, łazienka z umywalkami i suszarkami do włosów, toaleta, czyli ubikacje i kilka umywalek oraz prysznice, których jest tam na prawdę dużo. Są to 3 osobne pomieszczenia, więc czasem może być to irytujące, ale dzięki temu nie ma jakiś gigantycznych kolejek.
Widok z mojego okna
Moja grupa - część jednych zajęć mieliśmy na dworze i robiliśmy później zdjęcia.
W środę zrobiliśmy sobie candy picnic - jeżeli chcecie coś takiego na swoim szkoleniu to kiedyś musicie się po prostu wszyscy zebrać.
Na całym szkoleniu było nas 90 osób, w mojej grupie było 4 chłopaków. Jeśli chodzi o słodycze to nie polecam meksykańskich cukierków z chili :)
Po przyjeździe każdy dostaje pościel i ręczniki, więc tym nie musicie się martwić, ale niestety kosmetyki do kąpieli trzeba ze sobą wziąć. Na piętrach z sypialniami wszędzie jest wifi.
Jeśli macie jakieś pytania to śmiało do mnie piszcie. Zapraszam do zakładki kontakt.
Do usłyszenia.
Etykiety:
Au pair,
codzienność,
cultural care,
training school
Lokalizacja:
Sterling, VA, Stany Zjednoczone
środa, 21 października 2015
Lot
Doleciałam :) Na szczęście udało się bez żadnych komplikacji. Ale od początku.
Wylot miałam o godzinie 12.20, a na lotnisko dotarłam o godzinie 10.00.
Na tablicy odlotów sprawdziłam przy którym stanowisku należy nadać swój bagaż i tam się udałam. Przy nadawaniu należy pokazać oba bilety (oczywiście jeżeli ma się przesiadkę) i paszport. Następnie przeszłam przez bramki bezpieczeństwa. Musiałam osobno wyjąć elektronikę, oczywiście ubranie wierzchnie, pasek i zegarek. Na szczęście nie pikało :)
Przed wejściem do gate musiałam przejść kontrolę graniczną i później tylko czekać, aż zaczną wpuszczać, Najpierw oczywiście wchodziła pierwsza klasa, zaobserwowałam taką jedną osobę, ale ok, a dopiero później wszyscy inni. Weszłam jako jedna z pierwszych więc udało mi się na spokojnie zająć miejsce.
Lot do Londynu był bardzo spokojny, przylecieliśmy nawet pół godziny wcześniej, więc trzeba było chwilę czekać na wyjście. Jak samolot startował to pomyślałam, ze to takie uczucie jak czasem jadąc samochodem podskoczy się na jakimś małym wzniesieniu.
Jak udało nam się w końcu wysiąść z samolotu musiałam zmienić terminal. Po dotarciu w odpowiednie miejsce należało ustawić się w gigantycznej kolejce i czekać na autobus. Po przyjechaniu na odpowiedni terminal po raz kolejny musiałam przejść kontrolę bezpieczeństwa i po raz drugi wszystko wyciągać, nie rozumiem czemu. Już myślałam, że wszystko poszło gładko, ale nie. Jedno z moich pudeł zostało wzięte na bok. Pani musiała sprawdzić płyny które przewoziłam. Ciekawe co takiego wydało jej się podejrzane i czego tam szukała.
Dobra, uff, udało się przejść bramki. Teraz tylko znaleźć odpowiedni gate. Okazało się że musimy na niego jechać metrem i jeździć schodami w dół i w górę; Cała procedura zajęła nam jakieś 1,5 h, Ale jak dotarliśmy o jakieś 15.15 to okazało się że jeszcze nie zaczynają wpuszczać. Zaczęli dopiero o 15.30, wylot był o 16, a niby koniec wchodzenia o 15.40. No chyba oni żartują, że w 10 minut wszystkich wpuszczą. A tutaj dla pierwszej klasy była osobna kolejka więc nie trzeba było czekać aż oni wejdą.
Jak weszliśmy do samolotu to na każdym fotelu leżał zestaw podróżnika tj poduszka, koc, słuchawki do telewizora, szczoteczka do zębów i pasta. Wylecieliśmy dopiero o 16.20, czyli już na początku opóźnienie 20 minut. Sama podróż była męcząca, ciężko jest wytrzymać 8 h w jednej pozycji. Jako, że lecieliśmy późno dostaliśmy obiad. BYł do wyboru kurczak z ryżem lub pasta ze szpinakiem. Do tego bułka, słone masło, ciasto, ser żółty i czekoladowo-pomarańczowy mus i sałatka z jakąś kaszą, która była nie dobra i jej nie jadłam. Zresztą bardzo podobna była na lunch w poprzednim locie, ale zjadłam bo byłam głodna. A tutaj chyba najlepszy z tego wszystkiego był mus. Pani nawet się pytałam czy chcę do obiadu wino. Poza tym w czasie całego lotu co chwilę chodzili z napojami ciepłymi i zimnymi, a 1,5 h przed lądowaniem były jeszcze kanapki ze kurczakiem, jakąś pastą i bazylią. A godzinę przed lądowaniem załoga rozdała do wypełnienia kartki do odprawy.
Wylot miałam o godzinie 12.20, a na lotnisko dotarłam o godzinie 10.00.
Na tablicy odlotów sprawdziłam przy którym stanowisku należy nadać swój bagaż i tam się udałam. Przy nadawaniu należy pokazać oba bilety (oczywiście jeżeli ma się przesiadkę) i paszport. Następnie przeszłam przez bramki bezpieczeństwa. Musiałam osobno wyjąć elektronikę, oczywiście ubranie wierzchnie, pasek i zegarek. Na szczęście nie pikało :)
Przed wejściem do gate musiałam przejść kontrolę graniczną i później tylko czekać, aż zaczną wpuszczać, Najpierw oczywiście wchodziła pierwsza klasa, zaobserwowałam taką jedną osobę, ale ok, a dopiero później wszyscy inni. Weszłam jako jedna z pierwszych więc udało mi się na spokojnie zająć miejsce.
Lot do Londynu był bardzo spokojny, przylecieliśmy nawet pół godziny wcześniej, więc trzeba było chwilę czekać na wyjście. Jak samolot startował to pomyślałam, ze to takie uczucie jak czasem jadąc samochodem podskoczy się na jakimś małym wzniesieniu.
Jak udało nam się w końcu wysiąść z samolotu musiałam zmienić terminal. Po dotarciu w odpowiednie miejsce należało ustawić się w gigantycznej kolejce i czekać na autobus. Po przyjechaniu na odpowiedni terminal po raz kolejny musiałam przejść kontrolę bezpieczeństwa i po raz drugi wszystko wyciągać, nie rozumiem czemu. Już myślałam, że wszystko poszło gładko, ale nie. Jedno z moich pudeł zostało wzięte na bok. Pani musiała sprawdzić płyny które przewoziłam. Ciekawe co takiego wydało jej się podejrzane i czego tam szukała.
Dobra, uff, udało się przejść bramki. Teraz tylko znaleźć odpowiedni gate. Okazało się że musimy na niego jechać metrem i jeździć schodami w dół i w górę; Cała procedura zajęła nam jakieś 1,5 h, Ale jak dotarliśmy o jakieś 15.15 to okazało się że jeszcze nie zaczynają wpuszczać. Zaczęli dopiero o 15.30, wylot był o 16, a niby koniec wchodzenia o 15.40. No chyba oni żartują, że w 10 minut wszystkich wpuszczą. A tutaj dla pierwszej klasy była osobna kolejka więc nie trzeba było czekać aż oni wejdą.
Jak weszliśmy do samolotu to na każdym fotelu leżał zestaw podróżnika tj poduszka, koc, słuchawki do telewizora, szczoteczka do zębów i pasta. Wylecieliśmy dopiero o 16.20, czyli już na początku opóźnienie 20 minut. Sama podróż była męcząca, ciężko jest wytrzymać 8 h w jednej pozycji. Jako, że lecieliśmy późno dostaliśmy obiad. BYł do wyboru kurczak z ryżem lub pasta ze szpinakiem. Do tego bułka, słone masło, ciasto, ser żółty i czekoladowo-pomarańczowy mus i sałatka z jakąś kaszą, która była nie dobra i jej nie jadłam. Zresztą bardzo podobna była na lunch w poprzednim locie, ale zjadłam bo byłam głodna. A tutaj chyba najlepszy z tego wszystkiego był mus. Pani nawet się pytałam czy chcę do obiadu wino. Poza tym w czasie całego lotu co chwilę chodzili z napojami ciepłymi i zimnymi, a 1,5 h przed lądowaniem były jeszcze kanapki ze kurczakiem, jakąś pastą i bazylią. A godzinę przed lądowaniem załoga rozdała do wypełnienia kartki do odprawy.
Wszystkim lecącym do USA polecam pójście do łazienki przed wyjściem z samolotu. Ja tego nie zrobiłam :-/ Do przejścia przez bramki po przylocie czekałam ponad godzinę. Pomijając już fakt że samolot wylądował o 19.20, a nie 18.45. Po pozytywnej rozmowie z panem mogłam w końcu odebrać swój bagaż. Na szczęście doleciał, ale już się bałam, bo nie było go na taśmie. Po prostu część bagaży leżała obok. Jak już miałam wszystkie swoje rzeczy pozostała ostania kontrola tzn bagażu na obecność kiełbasy, wędliny i owoców :p A jeszcze się okazało że pan który mnie sprawdzał jest Polakiem :)
O 21.00 całą grupą 18 au pair wyjechaliśmy z lotniska do szkoły. Dojechaliśmy tam chwilę przed 22, wnieśliśmy swoje bagaże i odbyło się krótkie spotkanie informacyjne. A na przywitanie wszyscy dostali po butelce wody Poland Spring :) a na koniec także prezenty powitalne. Ja dostałam torbę CC i wycieczkę do NYC od rodzinki.
Życzę Wam miłego dnia, bo pewnie to przeczytacie rano.
Take care and see you soon :)
Etykiety:
Au pair,
London,
NYC,
podróż,
training school
Lokalizacja:
Long Island, Nowy Jork, Stany Zjednoczone
poniedziałek, 19 października 2015
Prezenty
Cześć,
Nastał ten długo wyczekiwany dzień. Dzisiaj już wyjeżdżam. Zaraz będę dopakowywała ostatnie rzeczy i wyruszę w drogę na lotnisko do Warszawy.
Ale zanim to, szybko wrzucę Wam zdjęcia moich prezentów dla host family.
Nastał ten długo wyczekiwany dzień. Dzisiaj już wyjeżdżam. Zaraz będę dopakowywała ostatnie rzeczy i wyruszę w drogę na lotnisko do Warszawy.
Ale zanim to, szybko wrzucę Wam zdjęcia moich prezentów dla host family.
Dla dziewczynki
Dla chłopca
Dla mamy
Dla taty
Dla całej rodzinki.
Trochę skromnie, ale miałam małą inwencję twórczą.
Ja zmykam, a wy trzymajcie za mnie kciuki, 12.20 wylot.
Do usłyszenia już zza oceanu :)
poniedziałek, 12 października 2015
Ostatni tydzień
Do mojego wyjazdu pozostał dokładnie tydzień. 19 października rozpocznę swoją przygodę w USA.
Właśnie teraz zaczynam się stresować i w końcu zaczyna do mnie docierać, że faktycznie wylatuje.
W ubiegłym tygodniu dostałam ostatnio przesyłkę z agencji. Było tam sporo lektury, ale co najważniejsze dostałam moją kartę ubezpieczeniową.
Jest także wiele potrzebnych informacji o training school oraz rozkład zajęć i wiele innych informacji.
- spakować się! a przy okazji zrobić przegląd ubrać co jeszcze można nosić a co do wyrzucenia
- pożegnać się
- no i oczywiście kupić dolary
Może macie dla mnie jakieś rady co wziąć a co nie? Zastanawiałam się czy brać zimową kurtkę. Po dzisiejszym dniu już nie mam złudzeń. Tak jest u mnie za oknem
A na koniec informacja, jeśli ktoś chciałby się ze mną skontaktować, stworzyłam specjalnie do tego celu odpowiednią zakładkę. Znajdziecie też tam mojego aska więc jeśli ktoś chce to proszę się nie krępować i zadawać pytania.
Trzymajcie za mnie kciuki bo już za tydzień przede mną taki lot:
Właśnie teraz zaczynam się stresować i w końcu zaczyna do mnie docierać, że faktycznie wylatuje.
W ubiegłym tygodniu dostałam ostatnio przesyłkę z agencji. Było tam sporo lektury, ale co najważniejsze dostałam moją kartę ubezpieczeniową.
Jest także wiele potrzebnych informacji o training school oraz rozkład zajęć i wiele innych informacji.
W ubiegłym tygodniu dostałam także walizki, które zamówiłam przez internet. \
Także można by rzec, ze jestem gotowa do wyprawy, ale zostało mi jeszcze do zrobienie:
- kupić prezenty dla HF
- zrobić zakupy dla mnie na wyjazd, niby drobiazgi ale jednak- spakować się! a przy okazji zrobić przegląd ubrać co jeszcze można nosić a co do wyrzucenia
- pożegnać się
- no i oczywiście kupić dolary
Może macie dla mnie jakieś rady co wziąć a co nie? Zastanawiałam się czy brać zimową kurtkę. Po dzisiejszym dniu już nie mam złudzeń. Tak jest u mnie za oknem
A na koniec informacja, jeśli ktoś chciałby się ze mną skontaktować, stworzyłam specjalnie do tego celu odpowiednią zakładkę. Znajdziecie też tam mojego aska więc jeśli ktoś chce to proszę się nie krępować i zadawać pytania.
Trzymajcie za mnie kciuki bo już za tydzień przede mną taki lot:
Jeżeli znajdzie się ktoś, kto leci w tym samym dniu i dziwnym trafem ma ten sam lot to proszę się koniecznie do mnie odezwać :)
Jeśli ktoś umie ustawić zegar odliczający czas i chciałby mi pomóc proszę o kontakt :)
Etykiety:
Au pair,
codzienność,
cultural care,
przygotowania
Lokalizacja:
Kielce, Polska
wtorek, 6 października 2015
Dokumenty
W mojej agencji wszystkie dokumenty należy dostarczyć dopiero po znalezieniu rodziny. Dlatego też ja się z tym nie spieszyłam. I załatwiałam to całkiem niedawno.
Zaświadczenie od lekarza
Na szczęście ja nie natrafiłam tutaj na żadne trudności. Udałam się do mojej przychodni wraz z kartą szczepień, książeczką zdrowia i kartą zdrowia ze szkoły. Czyli wszystkimi możliwymi dokumentami dotyczącymi mojego zdrowia, które znalazłam w domu. Zarejestrowałam się do mojej lekarki i wszystko i pięknie wypełniła. No dobra trochę to zajęło, ale ciężko było znaleźć niektóre szczepienia.
Naczytałam się kilku historii o tym, że lekarze nie chcieli wypełniać tych dokumentów. Nie wiem czy u mnie wynikało to z tego, że mam fajną lekarkę, czy tego, że jest też dyrektorem przychodni.
A tak wygląda ten druk w Cultural Care.
Zaświadczenie o niekaralności
To jest dość prosta sprawa. Ale, żeby ułatwić Wam ją jeszcze bardziej polecam skorzystać ze strony https://ewnioski.pl/formularze/zaswiadczenie-o-niekaralnosci/informacje. Tutaj wpisujecie swoje dane i później dostajecie na maila gotowe do wydrukowania zaświadczenie. Teraz pozostaje już tylko udać się do sądu, uiścić opłatę i udać się do pokoju lub okienka (zależy od sądu) gdzie dostaniecie pieczątkę, że nie figurujecie w Krajowym Rejestrze Karnym.
Oczywiście jak przystało na Kielecki sąd nie obyło się bez awantury :p To nie był mój pierwszy raz, kiedy musiałam uzyskać takie zaświadczenie. Dlatego też wiedziałam, że akurat w tym dziale pracuje jedna bardzo niemiła pani. Jak coś jest nie tak, to zamiast pomóc osobie, która przyszła, ta oczywiście musi zrzędzić. Specjalnie dzwoniłam do agencji czy mam zaznaczyć tylko kartotekę karną czy wszystkie trzy. Dostałam odpowiedź, że lepiej wszystkie. Tak też zrobiłam. A ta kobieta oczywiście musi się o to doczepić. A po co pani aż trzy itd. A tak na prawdę dla niej to jest minuta więcej roboty, no ale ponarzekać trzeba.
Międzynarodowe prawo jazdy
Do agencji musiałam wysłać tylko ksero mojego polskiego prawa jazdy, ale wiadomo, że i tak muszę wyrobić międzynarodowe prawo jazdy, aby móc jeździć w USA.
Znowu posłużę się dla Was podpowiedzią, że wniosek można wypełnić tutaj https://formularz.ewnioski.pl/wniosek-o-wydanie-miedzynarodowego-prawa-jazdy.
Ja wypełniłam tradycyjnie własnoręcznie w urzędzie miasta. Jak już mamy wypełniony wniosek należy pójść do kasy urzędu i uiścić opłatę w wysokości 35 zł. Następnie udać się do pokoju w wydziale komunikacji wraz z wnioskiem, potwierdzeniem opłaty oraz zdjęciem. Ja złożyłam wniosek w czwartek a do odbioru był już w poniedziałek. Także nie zajmuje to wiele czasu.
Do tego dorzuciłam jeszcze ksero świadectwa ukończenie liceum i wszystko razem wysłałam do agencji.
Na koniec chciałam się z Wami podzielić traumatycznymi wydarzeniami z ostatniej soboty. Jechałam sobie spokojnie przez miasto. Powoli ruszałam ze skrzyżowania, 2 samochody przede mną przejechały już na zielonym. Aż tu nagle jakiś pajac prawie we mnie wjechał, bo zachciało mu się przejeżdżać na czerwonym. Na dodatek gadał przez telefon, a prowadził busa wypełnionego ludźmi. Ja oczywiście po hamulcach, aż mi samochód zgasł na środku skrzyżowania. Na szczęście nic się nie stało, ale miałam duszę na ramieniu. Ktoś mi powie dlaczego tacy debile jeżdżą po mieście i jeszcze przewożą innych ludzi?
Etykiety:
Au pair,
cultural care,
przygotowania
Lokalizacja:
Kielce, Polska
poniedziałek, 28 września 2015
Wiza
Początkowo chciałam napisać dwa posty o wizie: o aplikacji, a później o spotkaniu wizowym. Jednak koncepcja się zmieniła :) Stwierdziłam, że jednak przed spotkaniem nie będę nic pisać żeby nie zapeszyć. Głupio by mi było potem pisać, że nie dostałam wizy :p
Nawet nie wiecie jak się stresowałam przed spotkaniem w ambasadzie. Ale od początku.
Dostałam od agencji list z DS 2019 oraz instrukcją co teraz należy zrobić. A wcześnie dostałam na maila dokładną instrukcję jak wypełnić dokumentu wizowe. Szczerze mówiąc jak przeczytałam wszystkie informacje, które były w kopercie lekko się przeraziłam. Głównie tym, że było tam napisane, że nie należy się nastawiać, że na pewno dostanie się wizę. I przez to trochę panikowałam, że ja nie dostanę, bo przecież jestem dość stara jak na au pair. Dokładnie to prawie, że ostatni moment kiedy mogę wyjechać na ten program.
Z wnioskiem nie miałam większych problemów. Całkowicie wystarczyła mi instrukcja przesłana przez agencję. Pomagałam sobie też wpisem na blogu Dominiki link tutaj, dzięki za to :) Aplikacje skończyłam uzupełniać w środę wieczorem, wtedy też za nią zapłaciłam całe 608 zł. Następnego dnia przed 14 moja płatność została zaksięgowana i mogłam umówić się na spotkanie. Pierwszy możliwy termin był na poniedziałek, ale ja umówiłam się na wtorek, bo wtedy miała mieć spotkanie też Agnieszka, która wylatuje już za tydzień.
Nawet nie wiecie jak się stresowałam przed spotkaniem w ambasadzie. Ale od początku.
Dostałam od agencji list z DS 2019 oraz instrukcją co teraz należy zrobić. A wcześnie dostałam na maila dokładną instrukcję jak wypełnić dokumentu wizowe. Szczerze mówiąc jak przeczytałam wszystkie informacje, które były w kopercie lekko się przeraziłam. Głównie tym, że było tam napisane, że nie należy się nastawiać, że na pewno dostanie się wizę. I przez to trochę panikowałam, że ja nie dostanę, bo przecież jestem dość stara jak na au pair. Dokładnie to prawie, że ostatni moment kiedy mogę wyjechać na ten program.
Z wnioskiem nie miałam większych problemów. Całkowicie wystarczyła mi instrukcja przesłana przez agencję. Pomagałam sobie też wpisem na blogu Dominiki link tutaj, dzięki za to :) Aplikacje skończyłam uzupełniać w środę wieczorem, wtedy też za nią zapłaciłam całe 608 zł. Następnego dnia przed 14 moja płatność została zaksięgowana i mogłam umówić się na spotkanie. Pierwszy możliwy termin był na poniedziałek, ale ja umówiłam się na wtorek, bo wtedy miała mieć spotkanie też Agnieszka, która wylatuje już za tydzień.
Mała wskazówka dla tych, którzy chcą szybko mieć paszport po spotkaniu wizowym. Jest możliwość odebrania paszportu tego samego dnia, którego odbyło się spotkanie wizowe. Jednak należy wtedy wpisać w miejsce odbioru paszportu jeden z dwóch adresów: Warszawa ul. Annopol 19 lub Kraków ul Rzemieślnicza 20 E. Wszystkie szczegółowe informacje znajdziecie tutaj.
Na spotkanie pojechałam samochodem, bo oczywiście nie mogłam znaleźć dogodnego połączenie busem czy pociągiem. Z domu wyjechałam o 5.30, a do Warszawy dojechałam koło 8.00.
Na wszelki wypadek zabrałam ze sobą wszystkie możliwe dokumenty potwierdzające moje powiązanie z krajem. W agencji mi powiedzieli, ze jeżeli konsul prosi o coś takiego to znaczy, że ma jakieś wątpliwości. Pod ambasadą byłam jakoś koło 8.45 albo 8.50.
Ambasada w Warszawie
Po odstaniu swojego w kolejce następuje sprawdzanie jak na lotnisku, przechodzenie przez bramki itd. Następnie przechodzi się przez przeszklony korytarz i trzeba czekać, aż zostanie się poproszonym do następnego pomieszczenie - wchodzi się po 4 osoby. Tam następuje sprawdzenie dokumentów i standardowe pytanie o cel wizyty w USA. Trzeba dać potwierdzenie złożenia podania o wizę, paszport i DS 2019. Dostaje się także numerek i można przejść dalej.
Teraz należy czekać do pierwszego okienka, nie trwa to długo. Tam oczywiście po raz kolejny pytanie o cel wizyty w USA, zdjęcie odcisków palców i wtedy dostałam od pani książeczkę z naszymi prawami w USA i zalecenie żeby się z nią zapoznać.
Teraz następuje najgorsze, czekanie na spotkanie z konsulem. Miałam numerek 63, a w momencie jak przyszłam był wywołany numer 20. Musiałam czekać około godzinę. W tym czasie przeczytałam powyższą książeczkę. Później podeszłą do mnie Agnieszka i trochę pogadałyśmy. Aż nastąpiło długo wyczekiwane spotkanie z konsulem. Myślałam, ze serce mi wyskoczy, serio.
Konsul okazał się bardzo miły. Zapytał się gdzie będę mieszkać, ile dzieci będę miała pod opieką, czy kontaktuje się z rodziną, jakie mam doświadczenie w pracy z dziećmi, co planuje robić po powrocie, jaka byłaby moja wymarzona praca. I tyle :) Na szczęście nie prosił o żadne dodatkowe dokumenty. Na koniec powiedział że podanie jest zaakceptowane i wizy należy się spodziewać w przeciągu kilku dni. Byłam przeszczęśliwa.
Poczekałam potem, aż Agnieszka będzie po i poszłyśmy na kawę, trochę pogadać o naszym wyjeździe. Mam nadzieje, że uda nam się spotkać już w USA.
Wybrałam, że odbiorę paszport osobiście z siedziby firmy kurierskiej i już w czwartek rano dostałam sms, że mogę się zgłosić po odbiór. I w taki oto sposób 2 dni po spotkaniu miałam już paszport z wizą w domu :)
Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam. Trzymam kciuki za wasze spotkania wizowe. No i oczywiście za także za wszystkie te, które są teraz na etapie szukania rodzinki :)
Trzymajcie się
Etykiety:
Au pair,
cultural care,
Warszawa,
wiza
Lokalizacja:
Kielce, Polska
wtorek, 15 września 2015
Podsumowanie matchy
Znalazłam w końcu swój perfect match i popadłam w jakąś stagnację na blogu. Jakoś tak nie ma o czym pisać, albo nie ma czasu, albo się nie chce. Każdy powód jest dobry. Już jakiś czas chciałam zrobić takie podsumowanie, ale przy tym niestety trzeba się trochę namęczyć. No, ale cóż, dla Was to zrobię :)
Czas poszukiwania rodziny: 3 miesiące 28 dni
Ilość rodzin na profilu: 29
Średnio 1 rodzina co 4 dni
Wg Stanów:
New York: 11
Connecticut: 4
California: 3
Pennsylvania: 2
Virginia: 2
Massachusetts: 1
Ohio: 1
Maryland: 1
Washington: 1
Texas: 1
New Jersey:1
Illinois: 1
Wg ilości dzieci:
1 dziecko - 2 rodziny
2 dzieci - 12 rodzin
3 dzieci - 13 rodzin
4 dzieci - 2 rodziny
Powiedzmy, że z tym masakry nie było :)
Jeśli chodzi o inne szczególne rodziny to trafiły się:
Żydowskie - 2
Muzułmańska - 1
Hinduska - 1
Samotny ojciec - 1
2 mamy - 1
Polska rodzina - 2
Rodzina Polsko - Amerykańska - 2
Tak to mniej więcej wyglądało. Cieszę się, że mogę się już szykować do wyjazdu bo już miałam na prawdę dość tego szukania rodziny. A tym, którzy jeszcze szukają życzę cierpliwości i trzymam za Was kciuki :)
Czas poszukiwania rodziny: 3 miesiące 28 dni
Ilość rodzin na profilu: 29
Średnio 1 rodzina co 4 dni
Wg Stanów:
New York: 11
Connecticut: 4
California: 3
Pennsylvania: 2
Virginia: 2
Massachusetts: 1
Ohio: 1
Maryland: 1
Washington: 1
Texas: 1
New Jersey:1
Illinois: 1
Wg ilości dzieci:
1 dziecko - 2 rodziny
2 dzieci - 12 rodzin
3 dzieci - 13 rodzin
4 dzieci - 2 rodziny
Powiedzmy, że z tym masakry nie było :)
Jeśli chodzi o inne szczególne rodziny to trafiły się:
Żydowskie - 2
Muzułmańska - 1
Hinduska - 1
Samotny ojciec - 1
2 mamy - 1
Polska rodzina - 2
Rodzina Polsko - Amerykańska - 2
Tak to mniej więcej wyglądało. Cieszę się, że mogę się już szykować do wyjazdu bo już miałam na prawdę dość tego szukania rodziny. A tym, którzy jeszcze szukają życzę cierpliwości i trzymam za Was kciuki :)
sobota, 5 września 2015
15 pytań do niani/au pair
Niektóre rodziny poza standardowymi pytaniami, zadają takie, których w ogóle się nie spodziewamy Następuje wtedy całkowita pustka w głowie. Co by tu odpowiedzieć. Ja w tym momencie nie pamiętam czy miałam jakieś mega dziwne pytania, chyba nie. A|le różnie może być, dlatego też warto się przygotować. Na stronie cafe mom pojawiło się kiedyś zestawienie 15 przykładowych pytań. Niektóre mogą być zaskakujące.
- Jaką rolę odgrywa według ciebie dziecko w społeczeństwie? To pytanie pozwoli rodzicom wybrać osobę która ma podobne poglądy na wychowywanie dzieci.
- Czy możesz podać mi przykłady jak dzieci pod twoją opieką uczą się i rosną?
- Opowiedz mi, czy zdarzyło się, że twoja sytuacja osobista miała wpływ na twoją pracę. Jak sobie z tym poradziłaś? Ma to sprawdzić na ile można na was polegać, czy pomimo jakiś problemów jesteś w stanie sobie poradzić w pracy, jesteście odpowiedzialne.
- Masz 8 godzin i 50$. Jak spędzisz ten czas z dzieckiem? No to teraz trzeba pokazać jak bardzo jest się kreatywnym.
- Gdybym weszła teraz do twojego pokoju, co bym zobaczyła? Hmmm od czego by tu zacząć. Tak na prawdę ma to pokazać jakie mamy zainteresowania.
- Co sądzisz o zajmowaniu się dziećmi niepełnosprawnymi? Może to pytanie zadziwić gdy zadaje je host mom która nie ma takiego dziecka. Ale może znajomi mają i często do nich przychodzą ect. Może to też pokazać waszą empatie.
- Co powinna au pair/niania mieć zapewnionego w czasie pracy? Bardziej to pytanie dotyczy niań. My raczej nie możemy mieć co do tego zbyt wielkich wymagań.
- Czy masz długotrwałe przyjaźnie? Jeśli ktoś nie posiada długoletnich przyjaciół może to oznaczać, że jest ciężko się z nim współżyje, a to zdecydowanie zły znak dla rodziny.
- Opowiedz mi o rzeczach z których jesteś dumny. Tutaj host family może się dużo dowiedzieć na temat waszych celów w życiu.
- Gdybyś wygrała milion dolarów co byś z nimi zrobiła? Niby proste, zabawne pytanie, ale może bardzo wiele powiedzieć o człowieku. Wydać te pieniądze na siebie czy na swoich najbliższych, a może na jakąś organizację charytatywną.
- Jaki jest twój plan 5-cio letni? To pytanie też jest raczej skierowane do niań, w końcu one mogą dłużej opiekować się dziećmi niż 2 lata. Niektórzy chcą mieć jedną nianię do czasu aż dziecko pójdzie do szkoły. W stosunku do au pair może jedynie sprawdzić jak bardzo jesteście ambitne, i że nie przyjeżdżacie do USA tylko po to żeby jakoś tu się zahaczyć, na start.
- Czy mogę dodać cię do znajomych na facebooku? Niektórzy chcą po prostu sprawdzić waszą reakcje. Jeśli bez zastanowienia odpowiecie, że tak to znaczy że nie macie nic do ukrycia.
- Co byś zrobiła gdybyś znalazła się na zewnątrz zamkniętego domu bez kluczy i telefonu, a dzieci byłyby w środku? Mogą być różne tego typu pytania sprawdzające wasza reakcję w takich nagłych wypadkach.
- Jaką masz grupę krwi? Jeżeli opiekunka nie zna swojej grupy krwi oznacza to, że nie będzie dbała o zdrowie dziecka. Ja się z tym nie zgodzę. Ja mam co prawda swoją grupę krwi wpisaną do książeczki zdrowia i ją znam, ale niektórzy nie. Mogli nie mieć badania na grupę krwi zaraz po urodzeniu, a później nie przebywali w szpitalu więc siłą rzeczy nie mieli wykonanego tego badania.
- Czy blogujesz? Ma to sprawdzić prywatność rodziny, czy na pewno zdjęcia ich dzieci ni pojawią się w sieci bez ich wiedzy. Gdybym chciała wrzucić na bloga zdjęcia dzieci na pewno bym się zapytała rodziców. A wy?
Źródło: things you should ask
czwartek, 3 września 2015
Match 29 - Perfect Match :)
Przyszła pora na ten magiczny Perfect Match, chociaż czy jest perfect okaże się na miejscu.
Więc zaczynamy....
Więc zaczynamy....
Lokalizacja: Virginia, 30 min do Washington DC
Dzieci: dziewczynka 5 lat, chłopiec 2 latka
Rodzina do tej pory nie miała au pair. Na razie dziećmi zajmowali się dziadkowie. Mama jest z pochodzenia Polką, ale do tej pory nie rozmawiałyśmy po polsku. No poza nazwami kilku polskich potraw :p Pracy jest dużo godzinowo, bo jest to całe 45 h, ale praca codziennie od poniedziałku do piątku od 8 do 17, wszystkie weekendy wolne. Dziewczynka zaczyna chodzić teraz do przedszkola 3 razy w tygodniu na 3 h, Chłopiec za to ma codziennie koło południa drzemkę, więc jakoś dam radę. Mówią także, że jeśli poznam jakieś au pair w okolicy która ma dzieci w podobnym wieku to możemy się umawiać na playdates. Także jeśli ktoś jest w okolicy odzywać się :) Udostępniają samochód, jedyne ograniczenia co do tego, żeby jeździć nim do Waszyngtonu ani w bardzo długie trasy np do NYC. Oczywiście będę musiała czasem zatankować, ale to zrozumiałe. Poza opieką nad dziećmi tak na prawdę nie trzeba nic więcej robić. Ani gotować, ani prać, ani sprzątać. No chyba, że dzieci nabałaganią w ciągu dnia.
Rodzice wydają się bardzo sympatyczni i pomocni. Mam nadzieję, że przeżyjemy razem niesamowity rok :) Także 19 października wyjeżdżam zza ocean. Trzymajcie za mnie kciuki.
A ja oczywiście kibicuje wszystkim, którzy jeszcze szukają swoje PM. Uda Wam się :)
PS: Chcecie żebym napisała post dlaczego odrzuciłam poprzednią rodzinkę? Zastanawiam się czy jest sens.
Etykiety:
Au pair,
cultural care,
match
Lokalizacja:
Kielce, Polska
środa, 2 września 2015
WW'15 & Toruń
Dawno nie pisałam, bo jakoś nie mogłam się zebrać. A w tym czasie troszkę się u mnie zmieniło. Znalazłam w końcu PM i 19 października wylatuję do USA. Nie jest to jednak match z San Diego, opiszę moją rodzinkę w następnym poście, także musicie się uzbroić w cierpliwość.
Na razie chciałabym wrócić pamięcią do moich "wakacji". Za wiele wyjazdów w to lato nie miałam, bo niestety musiałam pracować, dlatego 4-dniowy wyjazd był moimi wakacjami.
W terminie 14 - 23 sierpnia odbywała się Wędrownicza Watra 2015 czyli WW'15. Jest to impreza harcerska dla wędrowników, czyli osób w wieku 16 -21 lat. Niestety do tej pory nigdy nie udało mi się na niej być. Impreza jest podzielona na 2 części: wędrówki, które odbywają się na terenie całej Polski oraz zlot, który w tym roku był koło Bydgoszczy. Wraz ze znajomymi przygotowaliśmy trasę po Górach Świętokrzyskich, a później udaliśmy się samochodem na zlot.
Niestety na samej naszej trasie nie byłam, ponieważ musiałam chodzić do pracy :( Na szczęście udało mi się zdobyć 2 dni wolnego, żeby pojechać na zlot, który odbywał się od 19 do 23 sierpnia. Jak już wspomniałam udaliśmy się tam samochodem, a dokładniej mówiąc moim, i dlatego to ja prowadziłam. Co to dla mnie przejechać 400 km jednego dnia :p Udało nam się za to jechać autostradą i za nią nie zapłacić, bo jeszcze nie wybudowali bramek. To była moja druga trasa, którą pokonywałam autostradą, wcześniej jechałam nią do Poznania, a na tej trasie na prawdę trzeba dużo zapłacić.
Zlot był bardzo fajny. Cały dzień był podzielony na 3 bloki zajęciowe i każdy mógł sobie wybrać na co chce iść. Część zajęć była lepiej przygotowana, część gorzej. Byłam między innymi na zajęciach o obozie zagranicznym w Gruzji. Prowadzący byli tacy zachwyceni tym krajem i ludźmi, że ja po prostu muszę kiedyś tam pojechać. Wieczorami można było sobie siedzieć i śpiewać, albo chodzić po kawiarenkach i korzystać z różnych atrakcji takich jak karaoke, speed date, seanse filmowe, spotkania z ciekawymi ludźmi, stand up, czy festiwal. Na koniec, ostatniej nocy była dyskoteka. Niestety nie mogłam na niej być bo była bardzo późno, a następnego dnia czekała mnie długa podróż.
Zakończenie odbyło się o godzinie 5.30 rano. Niestety trzeba było wcześnie wstać :( A niedługo potem zebrać się i wyjechać do domu. My wyjechaliśmy chyba o 8.00.
Na razie chciałabym wrócić pamięcią do moich "wakacji". Za wiele wyjazdów w to lato nie miałam, bo niestety musiałam pracować, dlatego 4-dniowy wyjazd był moimi wakacjami.
W terminie 14 - 23 sierpnia odbywała się Wędrownicza Watra 2015 czyli WW'15. Jest to impreza harcerska dla wędrowników, czyli osób w wieku 16 -21 lat. Niestety do tej pory nigdy nie udało mi się na niej być. Impreza jest podzielona na 2 części: wędrówki, które odbywają się na terenie całej Polski oraz zlot, który w tym roku był koło Bydgoszczy. Wraz ze znajomymi przygotowaliśmy trasę po Górach Świętokrzyskich, a później udaliśmy się samochodem na zlot.
Niestety na samej naszej trasie nie byłam, ponieważ musiałam chodzić do pracy :( Na szczęście udało mi się zdobyć 2 dni wolnego, żeby pojechać na zlot, który odbywał się od 19 do 23 sierpnia. Jak już wspomniałam udaliśmy się tam samochodem, a dokładniej mówiąc moim, i dlatego to ja prowadziłam. Co to dla mnie przejechać 400 km jednego dnia :p Udało nam się za to jechać autostradą i za nią nie zapłacić, bo jeszcze nie wybudowali bramek. To była moja druga trasa, którą pokonywałam autostradą, wcześniej jechałam nią do Poznania, a na tej trasie na prawdę trzeba dużo zapłacić.
Zlot był bardzo fajny. Cały dzień był podzielony na 3 bloki zajęciowe i każdy mógł sobie wybrać na co chce iść. Część zajęć była lepiej przygotowana, część gorzej. Byłam między innymi na zajęciach o obozie zagranicznym w Gruzji. Prowadzący byli tacy zachwyceni tym krajem i ludźmi, że ja po prostu muszę kiedyś tam pojechać. Wieczorami można było sobie siedzieć i śpiewać, albo chodzić po kawiarenkach i korzystać z różnych atrakcji takich jak karaoke, speed date, seanse filmowe, spotkania z ciekawymi ludźmi, stand up, czy festiwal. Na koniec, ostatniej nocy była dyskoteka. Niestety nie mogłam na niej być bo była bardzo późno, a następnego dnia czekała mnie długa podróż.
Zakończenie odbyło się o godzinie 5.30 rano. Niestety trzeba było wcześnie wstać :( A niedługo potem zebrać się i wyjechać do domu. My wyjechaliśmy chyba o 8.00.
Tak to wyglądało, dużo ludzi, dużo atrakcji, świetna impreza. Serdecznie polecam.
A w drodze powrotnej zawitaliśmy do Torunia. Piękne miasto, a dokładniej Stare Miasto, bo więcej zobaczyć mi się nie udało. To był mój pierwszy raz, mam nadzieje, że kiedyś uda mi się jeszcze przyjechać. Udało mi się tylko wszystko obejść dookoła, następnym razem trzeba będzie pozwiedzać. Jeżeli tylko macie okazje, to zachęcam, żeby zobaczyć to miasto.
Muzeum Pierników
Zamek Krzyżacki
Spotkałam nawet w Toruniu namiastki Stanów. Sami spójrzcie:
To tyle na dzisiaj. Postaram się jak najszybciej dodać kolejną notkę :)
Trzymajcie się.
Etykiety:
codzienność,
harcerstwo,
Pólko,
Toruń
Lokalizacja:
Kielce, Polska
Subskrybuj:
Posty (Atom)