Wylot miałam o godzinie 12.20, a na lotnisko dotarłam o godzinie 10.00.
Na tablicy odlotów sprawdziłam przy którym stanowisku należy nadać swój bagaż i tam się udałam. Przy nadawaniu należy pokazać oba bilety (oczywiście jeżeli ma się przesiadkę) i paszport. Następnie przeszłam przez bramki bezpieczeństwa. Musiałam osobno wyjąć elektronikę, oczywiście ubranie wierzchnie, pasek i zegarek. Na szczęście nie pikało :)
Przed wejściem do gate musiałam przejść kontrolę graniczną i później tylko czekać, aż zaczną wpuszczać, Najpierw oczywiście wchodziła pierwsza klasa, zaobserwowałam taką jedną osobę, ale ok, a dopiero później wszyscy inni. Weszłam jako jedna z pierwszych więc udało mi się na spokojnie zająć miejsce.
Lot do Londynu był bardzo spokojny, przylecieliśmy nawet pół godziny wcześniej, więc trzeba było chwilę czekać na wyjście. Jak samolot startował to pomyślałam, ze to takie uczucie jak czasem jadąc samochodem podskoczy się na jakimś małym wzniesieniu.
Jak udało nam się w końcu wysiąść z samolotu musiałam zmienić terminal. Po dotarciu w odpowiednie miejsce należało ustawić się w gigantycznej kolejce i czekać na autobus. Po przyjechaniu na odpowiedni terminal po raz kolejny musiałam przejść kontrolę bezpieczeństwa i po raz drugi wszystko wyciągać, nie rozumiem czemu. Już myślałam, że wszystko poszło gładko, ale nie. Jedno z moich pudeł zostało wzięte na bok. Pani musiała sprawdzić płyny które przewoziłam. Ciekawe co takiego wydało jej się podejrzane i czego tam szukała.
Dobra, uff, udało się przejść bramki. Teraz tylko znaleźć odpowiedni gate. Okazało się że musimy na niego jechać metrem i jeździć schodami w dół i w górę; Cała procedura zajęła nam jakieś 1,5 h, Ale jak dotarliśmy o jakieś 15.15 to okazało się że jeszcze nie zaczynają wpuszczać. Zaczęli dopiero o 15.30, wylot był o 16, a niby koniec wchodzenia o 15.40. No chyba oni żartują, że w 10 minut wszystkich wpuszczą. A tutaj dla pierwszej klasy była osobna kolejka więc nie trzeba było czekać aż oni wejdą.
Jak weszliśmy do samolotu to na każdym fotelu leżał zestaw podróżnika tj poduszka, koc, słuchawki do telewizora, szczoteczka do zębów i pasta. Wylecieliśmy dopiero o 16.20, czyli już na początku opóźnienie 20 minut. Sama podróż była męcząca, ciężko jest wytrzymać 8 h w jednej pozycji. Jako, że lecieliśmy późno dostaliśmy obiad. BYł do wyboru kurczak z ryżem lub pasta ze szpinakiem. Do tego bułka, słone masło, ciasto, ser żółty i czekoladowo-pomarańczowy mus i sałatka z jakąś kaszą, która była nie dobra i jej nie jadłam. Zresztą bardzo podobna była na lunch w poprzednim locie, ale zjadłam bo byłam głodna. A tutaj chyba najlepszy z tego wszystkiego był mus. Pani nawet się pytałam czy chcę do obiadu wino. Poza tym w czasie całego lotu co chwilę chodzili z napojami ciepłymi i zimnymi, a 1,5 h przed lądowaniem były jeszcze kanapki ze kurczakiem, jakąś pastą i bazylią. A godzinę przed lądowaniem załoga rozdała do wypełnienia kartki do odprawy.
Wszystkim lecącym do USA polecam pójście do łazienki przed wyjściem z samolotu. Ja tego nie zrobiłam :-/ Do przejścia przez bramki po przylocie czekałam ponad godzinę. Pomijając już fakt że samolot wylądował o 19.20, a nie 18.45. Po pozytywnej rozmowie z panem mogłam w końcu odebrać swój bagaż. Na szczęście doleciał, ale już się bałam, bo nie było go na taśmie. Po prostu część bagaży leżała obok. Jak już miałam wszystkie swoje rzeczy pozostała ostania kontrola tzn bagażu na obecność kiełbasy, wędliny i owoców :p A jeszcze się okazało że pan który mnie sprawdzał jest Polakiem :)
O 21.00 całą grupą 18 au pair wyjechaliśmy z lotniska do szkoły. Dojechaliśmy tam chwilę przed 22, wnieśliśmy swoje bagaże i odbyło się krótkie spotkanie informacyjne. A na przywitanie wszyscy dostali po butelce wody Poland Spring :) a na koniec także prezenty powitalne. Ja dostałam torbę CC i wycieczkę do NYC od rodzinki.
Życzę Wam miłego dnia, bo pewnie to przeczytacie rano.
Take care and see you soon :)